Żygadło trzeci:

  Rzeszów.
Miasto, w którym mieszkam już prawie półtora roku.
Miasto, które pozwoliło mi spełnić się zawodowo.
Miasto, które dało mi schronienie przed pojawiającym się uczuciem, którego się przestraszyłam.
  Po rozmowie z Łukaszem, w pamiętny poniedziałek, podjęłam decyzję: wyprowadzam się z Rosji.
W szkole złożyłam wymówienie, zostawiłam list dla rozgrywającego i wyjechałam. Najpierw do Moskwy, odwiedzić brata, później postawiłam na Rzeszów. Stolicę województwa podkarpackiego - jednego z szesnastu województw Polski. Ojczyzny Łukasza Żygadło.
  Pracę dostałam z czystego przypadku. Znalazłam ogłoszenie o poszukiwanym drugim fotografie w Asseco Resovii Rzeszów. Poszłam na rozmowę i mnie przyjęto.
Z początku czułam się nieswojo: w końcu polski język nie był mi dobrze znany, czasami Łukasz próbował mnie czegoś nauczyć. Fakt, że nie znałam tutaj nikogo nie działał pokrzepiająco, jednak dość szybko się odnalazłam.
Początkowo mieszkając w hotelu, dostałam klubowe mieszkanie. Z organizacją, poznaniem języka i miasta pomogli mi oczywiście polscy gracze rzeszowskiego klubu siatkarskiego: Krzysiek Ignaczak, Zbyszek Bartman i Grzesiek Kosok. Jak ich nazwałam, moi trzej muszkieterowie!
To, że poznałam Łukasza wiedział tylko Ignaczak. I to właśnie z nim i jego żoną, Iwoną, załapałam dobry kontakt na tyle, że śmiało mogę nazwać ich przyjaciółmi. Zbyszkowa Asia z początku podchodziła do mnie niepewnie, co zaważyło na dalszym losie naszej znajomości. Czasami jakieś zakupy wraz z Iwoną lub wyjście do pubu - nic więcej z partnerką Bartmana mnie nie łączy, a Grześ? Grześ jest samotnym strzelcem.

  Po zakończonym, wieczornym treningu szłam zmęczona w stronę mojej srebrnej Audi A3, gdy usłyszałam wołanie Igły:
  - Natasza... Natasza, czekaj! - zlitowałam się nad nim i ustałam w miejscu. Czekając, aż Ignaczak doczłapie się do mojej osoby, zaczęłam oglądać moje paznokcie. Przydałoby się jakieś odświeżenie.
  - Coś się stało, Krzysiu? - zapytałam coraz lepszą polszczyzną w moim wykonaniu.
  - Wiesz, że przybędzie do nas nowy zawodnik? - zapytał podejrzliwie biorąc mnie pod ramie. Ruszyliśmy wolnym krokiem w stronę naszych samochodów, które jak zwykle stały obok siebie.
  - Słyszałam, ale dlaczego pytasz? - zerknęłam na niego uważnie.
  - Czyli nie wiesz... - westchnął zatrzymując i mnie i siebie kilka metrów przed pojazdami.
  - Czego nie wiem? Krzysiek?
  - Tym nowym zawodnikiem będzie Łukasz. Łukasz Żygadło. - z mojego gardła wyrwało się ciche "o".
  - No cóż, widać wraca do kraju. Chyba dobrze, co? Zresztą mówiłeś, że to twój dobry przyjaciel. Nie cieszysz się, że będziecie grać w jednym klubie? - zapytałam próbując być spokojna.
  - Ja się cieszę, nawet bardzo. Dominika, jak Ziomek nas odwiedzi, pewnie nie da mu spokoju. Bardzo go lubi... Ale czy ty się cieszysz? - spojrzał na mnie uważnie.
  - To nie ma nic do rzeczy, Krzysiu - uśmiechnęłam się sztucznie - Przecież można było się tego spodziewać... Że jeszcze kiedyś go spotkam. - pożegnałam się z Krzyśkiem delikatnym uściskiem, odeszłam w stronę samochodu i czym prędzej odjechałam do mieszkania.

  Kolejne kila dni minęły, teoretycznie, spokojnie.
Treningi przed rozpoczęciem nowego sezonu ruszyły pełną parą. Pierwszy fotograf zachorował, więc na mnie spadły wszystkie obowiązki. Nie powiem, trochę tego było, jednak nie narzekałam. Robiłam to, co kocham i miałam wypełniony wolny czas po brzegi. Wiązało to się z tym, że nie miałam nawet chwili myśleć, że już jutro na treningu będzie Łukasz.
Ten sam, którego poznałam w Rosji.
Ten Łukasz, z którym sypiałam, piłam wino i jadłam chińszczyznę.
  Podeszłam do parapetu. Za oknem szumiał wiatr, który rozwiewał kolorowe liście.

***

  Cześć!,
rozdział trochę nijaki, za co bardzo przepraszam.
Za tydzień ostatni raz (a może i nie? haha) spotkamy się z Ziomkiem i Nataszą... Jak myślicie, jaki będzie finisz? :)

Pozytywnych (a jakżeby inaczej!) emocji podczas dzisiejszego meczu z Serbią! :)

   Trzymajcie się!

2 komentarze:

  1. Lubię, bardzo lubię. Natasza w Polsce, w Rzeszowie, w mojej Sovii <3 Miło, że dostała szansę jako fotograf, może się wybije.
    I Łukasz który niedługo tu będzie! Nie może nie skończyć się happy endem! Będzie mi ich brakować, no.
    Asi też nie lubię.
    Całuję, S. ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku to ja proszę o wybaczenie za moje okropne zaległości. Odnośnie rozdziału to mam nadzieję, że na czterech się to nie skończy, bo coraz bardziej wkręcam się w tą historię. Rzeszów to dobra decyzja, a przyjaciel Krzysiu zdaje egzamin jak najbardziej na pięć z plusem :) Aż mnie skręca z ciekawości jak rozegrasz przyjazd Łukasza do rzeszowskiego klubu i jak będzie wyglądało jego spotkanie z Nataszą. Czekam cierpliwie na kolejny rozdzialik i pozdrawiam serdecznie :) A tak przy okazji to zapraszam na kolejny rozdział u mnie, który się wreszcie pojawił po tak długiej nieobecności. Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń